Życie

Bolesława Maria Lament urodziła się 3 lipca 1862 roku w Łowiczu w rodzinie rzemieślniczej jako pierwsza z ośmiorga dzieci Marcina Lament i Łucji z domu Cyganowskiej.
W dziedzictwie psychofizycznym Bolesława otrzymała od swoich rodziców dobroć serca po matce, a surowość po ojcu. Te cechy pozwolą jej wyrosnąć na mężną niewiastę, zdolną do podjęcia idei ekumenicznych, obrony wiary i polskości w warunkach zupełnej negacji tego, co polskie i katolickie.
Z natury władcza, niejednokrotnie narzucała swą wolę rodzeństwu, które – jako najstarsza – pomagała matce wychowywać. Otaczana przez rodziców szczególną troskliwością z powodu wątłego zdrowia, potrafiła odwzajemnić ich miłość, wydobywając ze skarbca swojego serca nieocenione perły szlachetności. Wzorowa postawa wobec najbliższych, była wynikiem jej pracy nad sobą, przełamywania swojej woli z miłości ku Bogu i znajdowała wyraz w posłuszeństwie i uległości.
Dziedzictwo wyniesione z rodzinnego domu wzbogaciła o własne rozumienie świata, o gorący patriotyzm i zdrową religijność. Dlatego nie zagubiła się w obcym, a nawet wrogim katolicyzmowi i polskości środowisku rosyjskiego progimnazjum w Łowiczu, w którym z konieczności musiała się uczyć. Nie ominęły jej tam trudności w zdobywaniu wiedzy, ani też ostro rysujące się problemy religijne i narodowościowe. Doświadczyła na sobie skutków ucisku ze strony władz rosyjskich ze względu na swoje przekonania religijne i przynależność narodową. Problemy te rozwiązywała w świetle zasad wiary katolickiej. Progimnazjum ukończyła ze złotym medalem. Na życzenie rodziców zdobyła jeszcze w Warszawie dyplom krawiecki i założyła w Łowiczu własny zakład, wykazując przy tym duże zdolności organizacyjne, inicjatywę i przedsiębiorczość.
Wolę Bożą co do swego powołania zakonnego rozpoznała Bolesława na rekolekcjach zamkniętych. Mając 22 lata, wstąpiła do organizującego się w konspiracji Zgromadzenia Rodziny Maryi. Była gorliwą zakonnicą, odznaczała się darem modlitwy, skupienia, powagą i wiernością w wypełnianiu swoich obowiązków. Pracowała na różnych placówkach zgromadzenia: w Warszawie, Petersburgu, Odessie, Iłłukszcie i Symferopolu na Krymie, pełniąc funkcje wychowawczyni i nauczycielki w szkołach podstawowych. Jednak przed złożeniem profesji wieczystej, odczuwając niepewność co do kierunku swojej drogi życiowej i za radą spowiednika powróciła do domu rodzinnego w Łowiczu. Po śmierci ojca z całą rodziną przeniosła się do Warszawy, gdzie poświęciła się pracy społecznej – objęła kierownictwo domu noclegowego na Pradze, oddając się całkowicie na usługi ludziom bezdomnym, troszcząc się nie tylko o ich zabezpieczenie materialne, ale i o ich odnowę moralną, o powrót do Boga i Kościoła przez sakramenty święte.

W czasie jedenastoletniego pobytu w Warszawie zabiegała też o rozwój swego życia wewnętrznego pod kierunkiem o. Honorata Koźmińskiego i za jego sugestią opuściła Ojczyznę w 1903 roku, udając się na Białoruś, do Mohylewa nad Dnieprem. Tam w 1905 roku założyła Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, którego celem jest wspomaganie dzieła zjednoczenia chrześcijan i umacnianie katolików w wierze.
W 1907 roku m. Bolesława z całą wspólnotą przeniosła się do Petersburga, gdzie rozwinęła szeroką działalność oświatowo-wychowawczą. W myśl wytkniętego sobie celu szczególną troską otaczała młodzież, by uchronić ją przed utratą wiary i polskości. Już w 1913 roku poszerzyła działalność zgromadzenia na Finlandię, zakładając internat dla młodzieży żeńskiej w Wyborgu.
Trudna sytuacja zgromadzenia po rewolucji październikowej w 1917 roku niejako zmusiła m. Bolesławę do opuszczenia w 1921 roku Petersburga i powrotu do Polski. Była to szczególna ofiara jej serca: przekreślone pragnienia i plany, ogromne straty materialne. W jej życiu liczyła się jednak tylko wola Boża i tym razem cały splot okoliczności i uwarunkowań polityczno-społecznych przyjęła jako znak od Boga.
Po kilkumiesięcznym kierowaniu przejściową pracą sióstr na Wołyniu w 1922 roku założyła dom w Chełmnie na Pomorzu. Zgodnie jednak ze swoim programem ideowym za główny teren działalności zgromadzenia obrała wschodnie tereny Polski, zamieszkałe przez ubogą ludność, w przeważającej części prawosławną.

W 1935 roku m. Bolesława z powodu podeszłego wieku zrzekła się obowiązków przełożonej generalnej. Zgromadzenie liczyło wówczas 174 siostry, 26 nowicjuszek i 9 postulantek, które pracowały na 22 placówkach w Polsce oraz w Estonii i w Rzymie. Decyzją nowej przełożonej generalnej m. Bolesława została przeniesiona z Ratowa do Białegostoku, gdzie w ciągu czterech lat otworzyła dwa przedszkola, szkołę zawodową i gimnazjum ogólnokształcące. Z jej inicjatywy siostry objęły pracę w dwu internatach, w stołówce, w domu noclegowym i otoczyły opieką więźniów.
Druga wojna światowa znów przyniosła dotkliwe straty w działalności Zgromadzenia. Większość placówek zostało zlikwidowanych, a w tych, które pozostały, m. Bolesława, jako przełożona, zmieniała formy pracy, dostosowując je do potrzeb czasu. Dla dzieci bezdomnych przeznaczyła jeden z domów Zgromadzenia w Białymstoku, przy ul. Stołecznej 5. Dzieliła się z nimi skromnymi zapasami domowymi. Zorganizowała też ukrytą szkołę polską pod pretekstem przygotowania dzieci do spowiedzi i Komunii Świętej.

W 1941 roku m. Bolesława została sparaliżowana. Wówczas to czynne apostolstwo zamieniła na apostolstwo modlitwy i cierpienia. Nadprzyrodzona nadzieja była dla niej źródłem pogody ducha w chorobie i spokojnego przygotowania się na spotkanie z Bogiem. Ponadto, będąc obłożnie chorą, dyktowała swojej sekretarce Dyrektorium, czyli wyjaśnienia do Konstytucji zgromadzenia, uzupełniając je cytatami z literatury ascetycznej.
W całej swej działalności m. Bolesława miała na uwadze rozwój Bożego Królestwa Jedności i zbawienie dusz Najdroższą Krwią Chrystusa odkupionych. Jej zaś autentyzm ewangeliczny polegał na ukazywaniu przykładem własnego życia Chrystusowej dobroci i troski o człowieka, o jego wszechstronny rozwój. Realizacja postawionego sobie celu, w rzeczywistości bezwzględnie przeciwnej tym ideałom, wymagała od niej wielkiej energii, nieugiętej woli, hartu ducha, inicjatywy, zdolności pedagogicznych popartych nieprzeciętnymi przymiotami serca. Całkowite oddanie się Najświętszemu Sercu Jezusa, jako ofiara miłości, było tajemniczą siłą inspirującą ją do ustawicznej pracy dla Boga.
Dnia 29 stycznia 1946 roku w Białymstoku, bez żadnych oznak agonii, spokojnie zasnęła w Panu, przeżywszy 84 lata. Jej zwłoki przewieziono do klasztoru w Ratowie i pochowano w krypcie pod kościołem św. Antoniego.
Pieśni do błogosławionej Bolesławy Lament(w formacie mp3):
Jezus, Maryja, Józef
Usłyszałaś głos
Nasza Matko
Błogosławiona Bolesławo
Jezus naszym Królem
Jak Ty kiedyś, tak my dzisiaj
Słysząc w duszy Boży głos
Więc dziś wołam

Myśli bł. Bolesławy
- Święta Rodzina to Pierwsi Misjonarze Królestwa Bożego na kuli ziemskiej
- Święta Rodzina jest naszym wzorem, potrzeba nam starać się przy łasce Bożej wstępować w ich ślady
- Nazaret – cisza, miłość i rozmodlenie
- Wcielenie jest darem dla całej ludzkości. Eucharystia jest darem dla każdej poszczególnej duszy
- Kochaj Jezusa i dla Niego żyj
- Wiara ma być korzeniem wszystkich czynności
- Wierzmy w zwycięstwo. Nie wierzmy w klęskę, bo dzieła Boże klęsk nie znają, panuje w nich tylko zwycięstwo
- Jesteśmy w ręku Boga, który jest Panem wszystkich mocarzy tej ziemi, toteż nie obawiajmy się niczego, jak tylko grzechu, bo tylko grzech przynosi prawdziwą szkodę, gdyż gubi duszę.
- Bądź dobrej myśli i oddaj się z całą ufnością Sercu Jezusa, a w tym ognisku miłości rozgorzejesz miłością
- Starajmy się aby we wszystko włożyć miłość, niech miłość będzie duszą naszego życia, zasadą i pobudką wszystkiego
- Wszystkie doświadczenina winny być drabiną do nieba. Jeśliby ktoś ze swego kaprysu chciał pominąć niektóre szczeble, to wówczas już nie sięgnie nogą z jednego na drugi, nine wzniesie się wzwyż
- Trzeba nam pamiętać, że dzieła Boże nabierają siły żywotnej wśród przeciwności
- Tabernakulum to Betania dla całego świata, jako dom Jezusa i Jego Przyjaciół.
- Każde Tabernakulum jest studnią samarytańską, albo raczej Boski podróżny, który przy niej odpoczywał, czeka tak samo na nas, przywołując do poufnej rozmowy
- Rozpoczynając modlitwy, połączmy się intencją i sercem z Panem naszym i prośmy Go, by nas wprowadził przed Oblicze Ojca swego. Trzeba nam zawsze łączyć modlitwy swoje z Jego modlitwami, które zanosił tutaj na ziemi i z tą wzniosłą modlitwą, którą ciągle zanosi w niebie za nas jako pośrednik i arcykapłan nasz
- Trzeba mieć energię do czynu, lecz żyć w równowadze ducha swego
- Wszelka praca człowieka uświęca, a lenistwo gubi. Pracujcie wspólnie i oczekujcie wspólnego szczęścia w niebie.
- Wspólna praca jest dowodem, że miłość panuje wśród Was
- Wyniki naszych prac powierzajmy Jezusowi
- Pamiętajmy, iż same z siebie nie jesteśmy zdolne nic uczynić co byłoby godne Boga. Niech nam zawsze i wszędzie pokora towarzyszy, a z nią ufność w pomoc Bożą
- Jak pszczoła wysysa sok z każdego kwiatka i znosi do ula, tak dusza powinna wykorzystać każdą chwilę łaski Bożej i każdej ofiary i obrucić to na pożytek swojej duszy
- Kiedy oliwa w lampce jest czysta, to płonie jasno, a kiedy do oliwy wpadnie pajączek lub mucha, wówczas lampka trzeszczy, kopci i wydaje swąd – to obraz duszy grzesznej
- Każdy bliźni to nasz brat, za którego zbawienine, uświęcenie my częściowo odpowiadamy, jeśli nie podamy mu ręki
Proces beatyfikacyjny

Pamięć ofiarnego życia m. Bolesławy i jej cnót pozostawała żywa w zgromadzeniu i u osób, które się z nią zetknęły. Podkreślano prawość jej charakteru, nieskazitelność obyczajów, nieustraszoną wiarę, bezgraniczną ufność, a przede wszystkim wielką miłość Boga i ludzi. Ponadto według powszechnej opinii miała dar kontemplacji, dar słowa, przez co pociągała młodzież do Boga. Ta sława świętości była powszechna jeszcze za jej życia i w chwili śmierci, przetrwała też do naszych czasów i ciągle wzrasta. Ludzie, którzy się modlą za jej pośrednictwem, otrzymują potrzebne łaski.
W latach 1965-1973 zebrano wspomnienia sióstr i osób współpracujących ze zgromadzeniem, które miały szczęście żyć i kontaktować się z m. Bolesławą, oraz wszelkie potrzebne dokumenty i opracowano historię jej życia.
Dnia 3 września 1973 roku bp Henryk Gulbinowicz – obecnie kardynał metropolita wrocławski, a wówczas administrator apostolski w Białymstoku – złożył w Kongregacji ds. świętych w Rzymie prośbę o Nihil obstat na rozpoczęcie procesu rozpoznawczego w sprawie świętości życia i heroiczności cnót Sł. B. Bolesławy Marii Lament. Kongregacja ds. świętych dnia 5 kwietnia 1976 roku wydała stosowny dekret, którego uroczyste ogłoszenie odbyło się w prokatedrze białostockiej w dniu 26 września tegoż roku. Trybunał beatyfikacyjny rozpoczął swą działalność na pierwszej sesji 22 października 1976 roku celem przesłuchania świadków i zebrania dokumentów, a zakończył na ostatniej sesji 8 listopada 1979 roku.
Heroiczność cnót i życia m. Bolesławy została potwierdzona przez Ojca świętego Jana Pawła II dnia 22 stycznia 1991 roku, dokładnie w dniu jej pierwszych ślubów zakonnych, które złożyła w ukryciu mohylewskim 85 lat wcześniej.

Proces o cudownym uzdrowieniu za jej wstawiennictwem został przeprowadzony w 1983 roku. Było to nagłe uzdrowienie od dwóch miesięcy całkowicie bezwładnej ręki s. Ady Tobiaszewskiej, misjonarki Świętej Rodziny, która przebywając na misjach w Zambii, uległa wypadkowi samochodowemu w Lusace. Jak zeznają świadkowie w procesie, s. Ada bardzo cierpiała i miała bezwładną rękę. Całe Zgromadzenie modliło się za nią za wstawiennictwem Sł. B. Bolesławy Lament, zgodnie z zarządzeniem ówczesnej przełożonej generalnej, m. Liliozy Rojeckiej. Nagłe uzdrowienie nastąpiło w domu zakonnym w Białymstoku przy ul. Dąbrowskiego 1, w czasie nowenny przed uroczystością Matki Bożej Miłosierdzia – Ostrobramskiej.
Dnia 5 czerwca 1991 roku Ojciec święty Jan Paweł II dokonał beatyfikacji Sł. B. Bolesławy Lament na siódmym etapie swojej IV Pielgrzymki do Ojczyzny w Białymstoku.
Wyjątki z homilii papieża Jana Pawła II
Aby stanowili jedno
Podczas obecnej Mszy Świętej najszczególniejsze wspomnienie należy się jednej z tych szczęśliwych osób, które strzegły dróg Mądrości Przedwiecznej i dlatego znalazły życie oraz zyskały łaskę u Pana.
Przed 45 laty tutaj, w Białymstoku, umarła Służebnica Boża Bolesława Lament, założycielska Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny; dzisiaj została ona ogłoszona błogosławioną Kościoła. Tę córkę miasta Łowicza powołał Bóg do tworzenia katolickich zakładów opiekuńczo-wychowawczych oraz innych ognisk opieki duchowej w dalekim Petersburgu, Mohylewie, Żytomierzu, a po pierwszej wojnie światowej – zwłaszcza na ziemi pińskiej, białostockiej i wileńskiej. Prowadziła swoje dzieło wśród ustawicznych przeciwności, dwukrotnie przeżyła utratę całego dorobku założonego przez siebie zgromadzenia, nieraz przyszło jej oraz jej współsiostrom pracować w głodzie i bez własnego mieszkania. Miała zwyczaj umacniać się wówczas znanym hasłem duchowości ignacjańskiej: „Wszystko na większą chwałę Bożą”. Ostatnie pięć lat swojego życia spędziła – sparaliżowana – z wielką cierpliwością i w rozmodleniu.
Przez całe życie odznaczała się szczególną wrażliwością na ludzką biedę, przejmował ją zwłaszcza los ludzi upośledzonych w społeczeństwie, ludzi zepchniętych na tak zwany margines życia czy nawet do świata przestępczego.
W głębokim poczuciu odpowiedzialności za cały Kościół boleśnie przeżywała Bolesława rozdarcie jedności Kościoła. Sama doświadczyła wielorakich podziałów, a nawet nienawiści narodowych i wyznaniowych, pogłębionych jeszcze bardziej przez ówczesne stosunki polityczne. Dlatego też głównym celem jej życia oraz założonego przez nią zgromadzenia stała się jedność Kościoła, ta jedność, o którą modlił się w Wielki Czwartek w Wieczerniku Chrystus: „Ojcze święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno”.
Służyła matka Lament sprawie zjednoczenia tam zwłaszcza, gdzie podział zaznaczał się ze szczególną ostrością. Nie szczędziła niczego, byleby umacniać wiarę i rozpalać miłość do Boga, byle tylko przyczynić się do wzajemnego zbliżenia katolików i prawosławnych: „żebyśmy wszyscy – jak mówiła – miłowali się i stanowili jedno”. Pracę na rzecz jedności Kościoła, zwłaszcza na terenach wschodnich, uważała za szczególną łaskę Bożej Opatrzności. Dlatego przed Soborem Watykańskim II stała się inspiratorką ekumenizmu w życiu codziennym przez miłość.
Lud Boży w Polsce i na terenach jej apostolstwa będzie mógł odtąd odwoływać się w modlitwie liturgicznej Kościoła do jej orędownictwa oraz czerpać z jej życia wzór do naśladowania.
Sanktuarium w Białymstoku
ul. Stołeczna 5
15-879 Białystok
tel./fax (0 85) 718 84 64
e-mail: sanktuarium@misjonarki-swietej-rodziny.org
e-mail: intencje@misjonarki-swietej-rodziny.org
Dom powstał na skutek darowizny Aleksandry Puchłowskiej, która wstąpiła do Zgromadzenia i ofiarowała posesję zabudowaną dwoma drewnianymi domkami. Za zgodą biskupa Romualda Jałbrzykowskiego dom został kanonicznie erygowany w 1936 roku. Została tu założona kaplica pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusowego, której otwarcie nastąpiło w listopadzie 1937 roku. W tym domu zamieszkała m. Bolesława Lament, która stąd kierowała pracami sióstr w Białymstoku. W latach 1946-1948 mieścił się tu nowicjat zgromadzenia.
Dom zakonny przy ulicy Stołecznej 5 od 1959 roku był nękany przez władze administracyjne, które chciały zabrać siostrom ich posesję, a domy wyburzyć. Zamiar ten tłumaczono planami urbanistycznymi miasta. W związku z tym siostry wielokrotnie odwoływały się do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej i Ministerstwa Urbanistyki w Warszawie. Pisma kierowano też do Kurii Arcybiskupiej w Białymstoku, którą proszono o pozwolenie na wybudowanie nowego domu ze względu na to, że tu spędziła ostatnie lata życia i zmarła Założycielka Zgromadzenia m. Bolesława Lament. Idea budowy domu w Białymstoku przy ul. Stołecznej 5 została zrealizowana w latach 1982-1991.
Dnia 25 VIII 1987 roku nastąpiło otwarcie domu Matki Założycielki jako pomnika wdzięczności za jej ofiarę świętego życia. Nastąpiło to w 50-lecie założenia tego domu przez m. Bolesławę Lament. Uroczystego poświęcenia kaplicy i domu dokonał ks. bp Edward Kisiel Administrator Apostolski Archidiecezji w Białymstoku. Erygował też Drogę Krzyżową i odprawił pierwszą Ofiarę Eucharystyczną w nowo pobudowanej kaplicy. W roku 1990 przebudowano kaplicę, powiększając ją na przyszłe sanktuarium. Dnia 11 maja 1991 roku ks. bp Edward Kisiel dokonał poświęcenia ołtarza w nowym sanktuarium.W czasie IV Pielgrzymki do Ojczyzny Ojciec święty Jan Paweł II dnia 5 czerwca 1991 roku beatyfikował m. Bolesławę Marię Lament.

Następnego dnia po beatyfikacji, 6 czerwca 1991 roku, w nowo wybudowanej kaplicy ku czci bł. Bolesławy, koncelebrowaną Mszę świętą o bł. Bolesławie odprawili: abp Tadeusz Kondrusiewicz, administrator apostolski Moskwy i bp. Aleksander Kaszkiewicz ordynariusz Grodna wraz z 20 kapłanami duszpasterzującymi na terenach Rosji i Białorusi. Po Mszy Świętej i oddaniu czci relikwiom wyruszyła z relikwiami piesza pielgrzymka do Grodna. W ciągu dwóch tygodni dziewięcioosobowa grupa sióstr, mikrobusem seminaryjnym z Grodna, pokonała trasę 3 tysięcy kilometrów nawiedzając wspólnoty parafialne katolików żyjących w rozproszeniu na Białorusi. Były to międy innymi parafie: Lida, Mińsk, Bucław, Głębokie, Parafianowo, Udział, Połock, Witebsk, Orsza, Mohylew, Bobrujsk, Homel, Mozyr, Pińsk, Łahiszyn, Słonim, Nowa Mysz, Baranowicze, Nowogródek, Holszany, Boruny, Oszmiana oraz Wilno i Ejszyszki na Litwie.
Od 1991 roku dom ten jest Sanktuarium błogosławionej Bolesławy Lament, odwiedzane przez pielgrzymów i wycieczkowiczów ze Wschodu: z Białorusi, Estonii, Litwy, Łotwy, Ukrainy, z Krymu; ludzie różnych wyznań: katolicy, prawosławni, protestanci, luteranie, muzułmanie. Działalność domu nabrała charakteru unikalnego. Dom jest otwarty na nowe zadania zgodnie z potrzebami Kościoła i Zgromadzenia. Stał się ośrodkiem skupiającym rozmaite wspólnoty religijne z Białegostoku na spotkaniach, rekolekcjach, skupieniach.
Dnia 14 listopada 1991 roku miało miejsce przeniesienie relikwii bł. Bolesławy z katedry białostockiej do Sanktuarium na Stołecznej 5 w uroczystej procesji, którą poprowadził abp Kazimierz świątek z Pińska na Białorusi, przy udziale licznego duchowieństwa, sióstr zakonnych i wiernych Białegostoku i okolic.
Modlitwa o łaski:
Boże, Ty dla większej chwały Twojego Imienia sprawiłeś, że błogosławiona Bolesława poświęciła się pracy w dziele zjednoczenia chrześcijan, spraw za jej wstawiennictwem, aby ci, których uświęcił jeden chrzest, złączyli się w prawdziwej wierze i bratniej miłości pod przewodnictwem Jednego Pasterza, a mnie udziel łaski…., o którą z ufnością proszę. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
O łaskach otrzymanych za pośrednictwem błogosławionej Bolesławy prosimy zawiadomić pisząc pod adres:
Siostry Misjonarki Świętej Rodziny
ul. Słowackiego 11
05-806 Komorów k. Warszawy
tel. (0 22) 759 13 71
e-mail: msfsekr@poczta.onet.pl
Świadectwa o łaskach za przyczyną bł. Bolesławy
Zofia Ch. dziękuje za uzdrowienie siostrzeńca:
Pragnę złożyć najserdeczniejsze podziękowanie za uzdrowienie mojego siostrzeńca z ciężkiej choroby serca. Gdy – po ludzku sądząc – nie było już nadziei, otrzymałam obrazek bł. Bolesławy. Z ufnością zaczęłam się modlić do Niej. Dziś mój siostrzeniec już czuje się dobrze, niepotrzebna jest operacja, która mu groziła. Składam serdeczne podziękowania bł. Bolesławie Lament za tę łaskę.
Krzysztof S. dziękuje za ulgę w cierpieniu po złamaniu obu nóg i kręgosłupa:
Otrzymałem łaskę za pośrednictwem m. Bolesławy Lament. Mam osiemnaście lat, jestem rencistą z powodu złamania obu kończyn i kręgosłupa. Chorowałem bardzo długo. Bóle nóg stawały się czasem nie do zniesienia. Modląc się do m. Bolesławy Lament, uczułem ulgę w nogach. Bóle ustąpiły i ogólnie czuje się dobrze.
Ewa Z. dziękuje za łaskę zdrowia:
Dzięki wstawiennictwu bł. Bolesławy Lament doznałem łaski zdrowia. W czerwcu i na początku sierpnia byłam w szpitalu. Mimo iż wyszłam ze szpitala, dalej czułam się źle. Na 26 sierpnia 1995 roku miałam zaplanowany ślub w kościele, a później wesele. Źle się czułam i cały czas bałam się, by w dzień ślubu nie być w szpitalu.
Bardzo się modliłam i prosiłam za pośrednictwem bł. Bolesławy Lament o łaskę zdrowia i szczęśliwy przebieg ślubu i wesela. Zostałam wysłuchana. Trzy dni przed ślubem dobrze się poczułam, znikły objawy chorobowe. Wesele przetańczyłam cała uśmiechnięta. Myślałam o tym, że może coś się stać ze mną, ale mocno wierzyłam, że Bóg mi dopomoże. I chociaż już minęło dwa tygodnie od ślubu, dalej czuję się dobrze.
Katarzyna K. dziękuje za otrzymanie upragnionej pracy:
Pragnę zawiadomić Was, drogie Siostry, iż za pośrednictwem bł. Bolesławy Lament otrzymałam upragnioną pracę. Przez długi okres bezowocnych poszukiwań straciłam nadzieję, że jako młody nauczyciel dostanę pracę w szkole w pełnym wymiarze godzin. Stał się cud. Po Mszy świętej niedzielnej do moich rąk trafił obrazek ze słowami modlitwy do bł. Bolesławy Lament. Po tygodniu „uciekania się” do Niej znalazłam przez przypadek upragnioną pracę w szkole podstawowej.
Obecnie jestem szczęśliwa, gdyż czuję się dowartościowanym, podbudowanym psychicznie człowiekiem, ustały bóle głowy i natręctwa myślowe. Mam taką cichą nadzieję, że bł. Bolesława zostanie na zawsze moją i mojej rodziny przyjaciółką, powierniczką naszych radości i smutków dnia codziennego. Gorąco Jej dziękuję za opiekę, jaką roztoczyła nade mną.
Zofia K. donosi o cudownym uzdrowieniu jej siostry Marianny:
Szczęśliwa i pełna wdzięczności pragnę donieść wam o cudzie, który przydarzył się mojej siostrze Mariannie, za pośrednictwem bł. Bolesławy Lament. Otóż siostra moja 2 lata leżała bezwładna z zanikiem pamięci, przykuta do łóżka. Marianna trzykrotnie przechodziła operację głowy, które to operacje – jak mówili lekarze – nie dawały jej większych szans na normalne życie.
Siostra od początku swojej choroby była bezwładna. Trzeba było ją karmić, przewijać, opiekować się jak dzieckiem. Po ostatniej bardzo niebezpiecznej operacji głowy, która mogła się skończyć śmiercią, lekarze dawali siostrze maksymalnie kilka tygodni życia. W parę tygodni po operacji siostra zaczęła normalnie jeść i chodzić. Lekarze byli zdumieni. Doktor, który operował Mariannę, orzekł, iż graniczy to z cudem. W całej swojej karierze lekarskiej spotkał się tylko z jednym i to niecałkowitym przypadkiem wyleczenia tej choroby. Moja siostra ma 68 lat i obecnie ma się dobrze, chodzi i powraca jej pamięć.
Od początku jej choroby modliłam się do bł. Bolesny i do Najświętszej Maryi Panny z Dzieciątkiem Jezus o cud. Cud ten wydarzył się. Dlatego czuję się zobowiązana zawiadomić Was o tym. Szczerze i bardzo gorąco dziękuję Siostrom, a nade wszystko bł. Bolesławie. Modlę się za Was zakon i bardzo proszę o dziękczynną modlitwę do bł. Bolesławy. Raz jeszcze dziękuję i przesyłam pozdrowienia Wam oraz wszystkim tym, którzy nie tracą nadziei.
Wiktoria P. daje świadectwo o uzdrowieniu:
Od kilku lat choruję na nieżyt gardła, nosa, a przy tym dochodzą zatoki i uszy. Jest to, jak stwierdził lekarz, choroba przewlekła, nie ma mowy o całkowitym wyleczeniu. Ponieważ od 18 lat śpiewam w chórze kościelnym, bardzo tę chorobę przeżywałam. Trudno było mi się rozstać z chórem.
Przypadkowo usłyszałam przez Radio Maryja od słuchacza z Białegostoku, że za przyczyną bł. Bolesławy Lament został uzdrowiony z niegojących się ran, postanowiłam też polecić jej swoją chorobę. A było to w okresie Adwentu tego roku. Długo nie czekałam, bo już w czasie Boże Narodzenia pięknie śpiewałam kolędy i nie odczuwałam dolegliwości.
Dziękuję Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu, Matce Bożej, której jestem czcicielką, że za pośrednictwem bł. Bolesławy Lament zostałam wysłuchana.
Janina H. dzieli się swoją radością, że została wysłuchana przez Boga za przyczyną bł. Bolesławy:
Było to pięć lat temu, kiedy Mama otrzymała skierowanie do szpitala na odział ginekologii. Ponieważ bardzo się bała, więc nie poszła, tylko leczyła się ziołami. 1 lipca 1993 roku tak ją choroba zmogła, że zgłosiła się do szpitala. Po zrobieniu badań okazało się, że jest chora na nowotwór złośliwy, czym się bardzo przejęła, a ja jeszcze bardziej, ponieważ więcej wiedziałam, a część przed Mamą ukrywałam. Skierowano ją na onkologię, gdzie przyjęła 28 lamp kobaltowych.
Podczas pobytu w szpitalu otrzymała od kapłana obrazek błogosławionej Bolesławy Lament, do której bardzo się modliła o wstawiennictwo do Pana Boga, żeby ją uleczył. I stało się, dzięki otrzymanym łaskom, czuje się – jak na 70 lat – dobrze, jest sprawa, spełnia praca domowe i bardzo wierzy, że ta modlitwa została wysłuchana.
Ja również modlę się do bł. Bolesławy Lament i wiem, że mi pomogła, czuję to, w uleczeniu moich chorób. Mam 44 lata i jestem na rencie. Bardzo Was proszę, Drogie Siostry Misjonarki, o modlitwę za nasze zdrowie i o spokój w naszym domu, którego czasem brakuje.


Wspomnienia o bł. Bolesławie
Wspomnienia s. Angeli Natalii STAŃCZAK
Matka Założycielka była wysoka, dość tęga, trzymająca się prosto mimo podeszłego wieku. Chód miała sprężysty, postać majestatyczną. Twarz owalną, o dużym otwartym czole, zdobiły oczy rozumne, pełne wyrazu. Przebijała przez nie dusza o silnej woli i wielkim harcie ducha. Była pełna energii, nie zrażała się trudnościami. Zawsze czynna, pomysłowa. Spotkałam ją po raz pierwszy w klasztorze w Ratowie 20 stycznia 1931 roku, kiedy jako kandydatka zgłosiłam się na służbę Bożą. Odtąd przez dwa i pół roku miałam szczęście mieszkać razem z Matką Założycielką i korzystać z jej nauk i konferencji.
Codziennie podczas nowicjatu chodziłyśmy do jej pokoju, gdzie urabiała nasze dusze przez piękne, głębokie słowa. Wymowę miała płynną, styl zwięzły, bogaty w treść. Ulubionym Jej tematem było życie Najświętszej Rodziny. Miałyśmy na tym najdoskonalszym wzorze kształtować nasze życie.
Choć była wymagająca i stanowcza miała jednak dużo miłości dla swoich córek duchowych, zwłaszcza dla chorych. Ja sama również doświadczyłam dobroci Jej serca. W czasie nauki w Pedagogium zachorowałam poważnie, tak że musiałam przerwać dalsze studia. Gdy się o tym dowiedziała, poleciła mi przyjechać z Wilna do Białegostoku, gdzie otoczyła mnie prawdziwie macierzyńską opieką. Kiedyś, pamiętam, wysłała mnie wraz z inną siostrą (Sylwią Dynewską) do lasu, żebyśmy odpoczęły i odetchnęły świeżym powietrzem. Sama również przygotowała nam kanapki.
Posiadała zmysł i zdolności artystyczne. Ubierała ołtarze na Boże Ciało, dekorowała Grób Pański, urządzała przedstawienia amatorskie, będąc czasem ich autorką.
Największą Jej zasługą dla Kościoła było nowe Zgromadzenie dla Kościoła, a jednocześnie owocem jej starań, trosk i wysiłków.
S. Angela Stańczak Suchowola, 18.XI.1967 roku.
Wspomnienia s. Cecylii CHORZEWSKIEJ
M. Bolesława Lament była osobą o nieprzeciętnych zdolnościach. Jej osobowość dla niewtajemniczonych była źle komentowana. Kto Ją bliżej poznał, pokochał Ją, a słowa Jej głęboko zapadały w serce.
Sylwetka raczej surowa, ale oczy głęboko myślące. Często można było spotkać na rozmowie z Bogiem. Czasem kogoś upominała i badawczo obserwowała, jak zareaguje dana osoba. Wówczas wydawała sąd o powołaniu tej osoby. Mówiła często: „Tylko ochotnego dawcę Bóg miłuje”. Wątpiła w wytrwanie w powołaniu osób smutnych. Była spostrzegawcza i interesowała się każdą dziedziną życia. Charakter silny, stanowczy. Co raz postanowiła, nie łatwo zmieniała. Szczególnie podkreślała posłuszeństwo i to bezwzględne.
Zależało Jej bardzo na rozwoju Zgromadzenia. W tym celu wysyłała Siostry na studia średnie i wyższe. Organizowała pogadanki na temat misji. Zapraszała Siostry z placówek misyjnych do domu nowicjatu, by młode Siostry zapoznawały się z misyjną pracą. Zapraszała prelegentów, by Siostry mogły pogłębiać wiedzę religijną i więcej ukochać swój cel.
Sama nie zdradzała się z cnotą. Zauważyć można było wówczas, gdy wygłaszała konferencję lub prowadziła odnowienie miesięczne. Książka wówczas spoczywała zamknięta, a słowa płynęły spokojnie z serca do serca. Pragnęła, by Zgromadzenie odznaczało się duchem modlitwy, ofiary i posłuszeństwa.
Przechodziła „ciemną noc”, jak wszyscy miłośnicy Boga. Wyszła z niej zwycięsko, składając w ofierze swe długie cierpienia za Zgromadzenie i schizmę wschodnią.
S. Cecylia Chorzewska Łódź, 23.VII.1967 roku.
Wspomnienia s. Lucyny Wincenty KURATCZYK
Poznałam Matkę Założycielkę w 1937 roku w Białymstoku. Pod Jej okiem odbywałam postulat. Była przełożoną w Białymstoku przy ul. Stołecznej. Spotykałam się z Matką kilka razy dziennie. Zlecała mi często prace do wykonania. Przyjmowała sama też moje prace. Od pierwszej chwili zdawało mi się, że to osoba o wyglądzie zewnętrznym bardzo surowym. W rzeczywistości było inaczej. Była to osoba bardzo energiczna i dobra. Miała wszelkie zalety. Pełna inicjatywy i życia. Nigdy nie zastałam Matki bezczynnej. Wciąż pracowała. Szybko decydowała. Stanowcza, zdecydowana i wymagająca karności zakonnej. W swoich konferencjach wygłaszanych do Sióstr wciąż podkreślała karność zakonną, śluby: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Miała już słuch przytępiony. Dlatego wymagała głośnej rozmowy. Załatwiała sprawy wszelkie szybko, energicznie. Wszystko cokolwiek czyniła – podkreślała chwałę Bożą. Była apostołką nabożeństwa do Najświętszego Serca Jezusowego. Intronizowała wszystkie domy zakonne Najświętszemu Sercu Bożemu, jak również polecała przeprowadzać siostrom intronizacje w rodzinach. Modliła się bardzo długo. Polecała modlitwę siostrom. Mówiła często, że „zakonnica bez modlitwy to tak jak żołnierz bez broni”. Ceniła bardzo ubóstwo i wielki nacisk kładła na przestrzeganie go. Wymagała posłuszeństwa od sióstr i sama je zachowywała. (…) Odwiedzałyśmy Mateczkę, gdy była złożona niemocą. Mieszkałam wówczas na ul. Sitarskiej 25. Mniej mogłam się widywać z Mateczką. W chorobie zachowywała pogodę.
S. Lucyna Wincenta Kuratczyk Mława. 9.XII.1967 r.
Wspomnniennia S. Aleksandry WÓJCIK
Po raz pierwszy spotkałam się z M. Bolesławą Lament w Piątnicy w 1926 roku, gdy wstąpiłam do Zgromadzenia. Warunki bytowe były tam bardzo ciężkie. Trwanie w powołaniu zawdzięczam M. Bolesławie Lament. Ona w konferencjach ukazywała mi piękno życia oddanego Bogu i wartość ponoszonej ofiary. Jechałam do klasztoru a znalazłam się w koszarach. Siostry spały na pryczach. Trzy miesiące przebywałam w tych warunkach. Później z Matką Założycielką pojechałyśmy do klasztoru w Ratowie, który był wówczas bardzo zniszczony i wymagał remontu. Matka Bolesława Lament bardzo mi się podobała. Tak wyobrażałam sobie ideał zakonnicy. Słowa Jej głęboko zapadały mi w duszę. Tym właśnie żyłam. Mimo ciężkich warunków w Ratowie było nas dziesięć postulantek.
Pod kierunkiem M. Bolesławy Lament odprawiałam w styczniu przed obłóczynami ośmiodniowe rekolekcje. Przez 5 dni Matka Bolesława sama głosiła do nas konferencje. Bardzo z nich korzystałam. Wprowadziła nas w modlitewne skupienie.
Przez 10 lat byłam w jednym klasztorze i pracowałam z Matką Założycielką. Moje kontakty były z Nią bliskie i częste, bo pełniłam funkcję ekonomki domowej.
Gdy przyjechałam w roku 1936 do Suchowoli utrzymywałam częste kontakty z Matką Założycielką. Ona również przyjeżdżała do nas, do Suchowoli i spędzała u nas wakacje.
Rodzicami Matki Bolesławy byli Marcin i Łucja z domu Cyganowska. Ojciec był rzemieślnikiem. Bolesława miała żywy temperament. Pobierała nauki w Łowiczu. Uczyła się bardzo dobrze. Była stanowcza i obowiązkowa. Ukończyła państwowe gimnazjum w Łowiczu. Była wzorem doskonałej zakonnicy. Kochała ubóstwo i praktykowała je. Nic prawie nie miała do własnego użytku.
Nie widziałam u Matki Założycielki wad ani nic złego. Nieraz robiła nam uwagi, ale robiła to w dobrej intencji. Miała dobre serce. Posiadała umiejętność dostosowania się do każdej chwili i Jej nauki nic nie straciły z aktualności. Chętnie rozmawiała z każdą Siostrą. Była gorliwa, pobożna, czuwała, żeby wszystkie ćwiczenia duchowe były odprawione. Przewyższała innych ludzi głęboką wiarą, męstwem i wytrwałością. Mimo wielkich trudności i przeciwności wytrwale dążyła do realizacji swego celu – pracy nad powrotem odłączonych braci. Rozwijała swoją działalność apostolską: w Rosji, Finlandii, Polsce i Estonii.
Piastowała przez 30 lat urząd przełożonej generalnej, a później od roku 1935 pełniła obowiązki przełożonej domowej domu w Białymstoku. Charakterystycznym rysem jej działalności był wielki zapał apostolski, towarzyszący jej do późnej starości, wytrwałość w pracy dla Boga z całkowitym zapomnieniem o sobie.
Ostatnie chwile życia i zgon:
Była bardzo spokojna i zgodzona z Wolą Bożą. Nigdy nie narzekała, wszystko przyjmowała z ręki Bożej. Lekarzy w chorobie słuchała i stosowała się do ich zleceń. Miała chore nerki, serce i paraliż prawej strony ciała. Ta ostatnia choroba trwała 5 lat i była spowodowana miażdżycą. Była przytomna i pogodna do ostatniej chwili życia. Śmierć miała lekką i była na nią przygotowana. Była bardzo cierpliwa w cierpieniu. Nigdy się nie skarżyła, choć w czasie choroby odczuwała wiele braków, bo był to okres wojny i doświadczyła wielu niewygód.
Po śmierci Siostry pocięły jej cały welon, że trzeba było nałożyć drugi, gdyż uważano ją za świętą.
W ostatnich latach życia napisała Dyrektorium, w nim dała teologiczno-ascetyczną interpretację Konstytucji. Matka Bolesława stale modliła się. W wypełnianiu obowiązków była sumienna i wytrwała. Świeciła wszystkim dobrym przykładem życia oddanego Bogu i posłudze bliźnim. Jej dobroć była nieraz wzruszająca. Mimo rozlicznych prac i obowiązków odpowiedzialnych, jak kierownictwo całego Zgromadzenia, Matka Bolesława znalazła czas, by sama osobiście przygotować nam posiłki, byśmy nie były głodne. Czyniła to w wypadkach, gdy byłyśmy bardzo zajęte.
Odznaczała się wielką miłości Kościoła i Ojca Świętego. Ofiarowywała często w intencji Ojca Świętego i Kościoła swoje modlitwy i cierpienia. Miłość tę wpajała także Siostrom. Dużo czyniła, by inni poznali zasady wiary katolickiej. W tym celu zakładała szkoły, otwierała pracownie krawieckie, przedszkola i internaty, aby w nich uczyć prawd wiary świętej i wychowywać w duchu Ewangelii nowe pokolenia. Zakładała również w tym celu i popierała organizacje katolickie, jak: Krucjata Eucharystyczna, Straż Honorowa Najświętszego Serca Jezusowego i Żywy Różaniec.
Modliła się bardzo pobożnie. Stale się modliła. Miała dar modlitwy, była zjednoczona z Bogiem. Znosiła cierpliwie prześladowanie. Znam kilka wypadków, kiedy musiała wiele niesprawiedliwości i przykrości znosić. Matka Bolesława znosiła prześladowania i przykrości ze spokojem.
Miała wielkie nabożeństwo do Chrystusa Ukrzyżowanego, do Najświętszego Sakramentu i Serca Pana Jezusa. Szerzyła też kult Chrystusa Króla uświetniając te uroczystości specjalnymi dekoracjami w kościele i oratorium. Kochała również Matkę Bożą – zalecała naśladowanie Jej cnót i czciła Ją szczególnie w tajemnicy Niepokalanego Serca. Miłość do Matki Bożej objawiała szczególniejszym do Niej nabożeństwem, czytaniem o Niej książek, nowennami i specjalnymi dekoracjami na Jej święta.
Św. Józefa czciła jako patrona Zgromadzenia i członka Świętej Rodziny, i zalecała Siostrom nabożeństwo ku jego czci. Prócz tego czciła jeszcze Świętych Pańskich, św. Stanisława Kostkę, św. Teresę od Dzieciątka Jezus, św. Małgorzatę Marię, św. Marię Magdalenę, św. Antoniego i św. Andrzeja Bobolę zalecając nowenny przed ich uroczystościami. Ja byłam zbudowana z tego. Te nabożeństwa umacniały Ją w trudnościach życia, w trwaniu przy Bogu w ogromnych trudach i prześladowaniu.
Całe życie poświęciła dla ożywienia wiary u dzieci i młodzieży, a u Sióstr podtrzymywała ducha wiary przez piękne konferencje. Bardzo ceniła liturgię świętą i brała w niej żywy udział. Miała serce oderwane od rzeczy doczesnych i używała ich tylko z konieczności. Skierowywała wszystko do Boga. Nastawiona była zawsze na Boga i Jego sprawy. Robiła z siebie ofiarę, całe swoje życie ofiarowała Bogu, była konsekwentna w dążeniu do obranego celu. Tylko w Bogu ufność pokładała w trudnych przedsięwzięciach zarówno w Rosji jak i w Polsce, a spotykały Ją wielkie trudności i przeciwności. Mówiła nam o tym, gdy zachęcała nas do ofiary, że czeka nas wieczna nagroda i Chrystus Oblubieniec. Z wielkim zapałem mówiła o Bogu i niebie.
Modliła się w każdych trudnościach – to tylko Ją umacniało na trudnej drodze życia. Zdana była całkowicie na Opatrzność Bożą. Z biednymi kazała dzielić się ostatnim kawałkiem chleba – co miała – tym się dzieliła – nikomu nie pozwoliła odejść bez wsparcia. Zgodzona z Wolą Bożą przygotowywała się na spotkanie z Bogiem w wieczności.
Matka Bolesława nie dbała o zaszczyty. Zrzekła się sama stanowiska przełożonej generalnej Zgromadzenia, chociaż sama była Założycielką i pracowała nadal w trudnych warunkach. Oddana była nadal sprawie Kościoła i Zgromadzenia całą duszą. Przed samą śmiercią jeszcze przysłała do nas jasełka, które sama ułożyła, żeby je wystawić na scenę i w taki sposób szerzyć chwałę Bożą. Była ogromnie oddana i życzliwa dla wszystkich. Trwała w trudnościach z wielką cierpliwością, nie opuszczała rąk w pracy do ostatniej chwili życia.
Ja osobiście uciekam się często w swoich trudnościach do Matki Bolesławy Lament i doznaję za Jej przyczyną pomocy. Cierpię na kataraktę obu oczu, przez dłuższy czas leczyłam się u prof. Dymitrowskiej w Białymstoku, ponieważ choroba posuwała się, więc lekarz zalecił operację i nie zapisał mi już lekarstwa. Ja się obawiałam poddać się operacji i od dwóch lat się nie leczę, ale mimo to widzę i czytam. Przypisuję to wstawiennictwu Matki Założycielki, bo o to bardzo Ją prosiłam, bym mogła widzieć.
S. Aleksandra Wójcik Suchowola, dnia 7 września 1971 roku.
Wspomnienia Ks. Mariana JACEWICZA
Ś. P. Matkę Lament poznałem późno; już była sparaliżowana, kiedy we wrześniu 1939 roku zetknąłem się z Nią w domu Sióstr Świętej Rodziny, na ul. Stołecznej w Białymstoku.
Ja neoprezbiter obrządku bizant.-pław., zostałem zaskoczony wojną w rodzinnej parafii św. Rocha w Białymstoku, bez przydziału do pracy kapłańskiej, bez środków materialnych. A od razu nałożono mi podatku 5000 rb. rocznie. Matka przygarnęła samorzutnie mnie i kolegę, też „wschodniaka”, ks. Stanisława Krawczyka, pod skrzydła swojej opieki. Odprawialiśmy Msze święte w obrządku wschodnim codziennie przez półtora roku w kaplicy Sióstr na Stołecznej, a Ona na każdej pobożnie z łóżka asystowała i często komunikowała się pod dwiema postaciami.
1) Miała obrządkową szerokość myśli iście katolicką.
2) Doceniała piękno obrządku wschodniego.
3) Marzyła o stworzeniu gałęzi wschodniej Zgromadzenia do pracy w Rosji.
4) Typowała zawsze Siostry, które by tej pracy apostolskiej się oddawały.
5) Spowiadałem Ją nieraz i byłem zbudowany Jej poddaniem się Woli Bożej co do choroby i Jej delikatności sumienia, najlżejszą winę opłakując jak największe nieszczęście.
6) W pobożności swej bardzo trzeźwa.
7) Zapowiedziała mi, żebym się nie bał, bo wojna mnie nie uśmierci i 30 lat kapłaństwa to dożyję z pewnością – z tego już 28 minęło.
W sierpniu 1941 roku wyjechałem z Białegostoku, ale od czasu do czasu bywałem już z łacińską Mszą świętą u Sióstr i w latach następnych. I miałem tę pociechę, że ostatniej w Jej życiu Komunii świętej udzieliłem Jej w przeddzień Jej śmierci akurat. Byłem też na Jej pogrzebie przez J. E. Ks. abp Jałbrzykowskiego odprawionym w kościele św. Rocha w Białymstoku i co roku w dzień Jej imienin (że i moje są tegoż dnia) 19.VIII – odprawiam za Nią, jak i za siebie Mszę świętą jak za kogoś bliskiego aż dotąd.
Oby mogła stanąć w rzędzie świętych polskich. Jest tego godna z pewnością.
Ks. Marian Jacewicz Kapłan obrządku wschodniego Białystok, 19.IX.1967 roku.
Wspomniwnia Józefy WASILEWSKIEJ
W roku 1910 po raz pierwszy spotkałam Bolesławę Lament, gdy się zgłosiłam do gimnazjum Łucji Czechowskiej w Petersburgu. Pamiętam, że pani Lament uczyła nas robót ręcznych. Wiedziałam, że była siostrą zakonną, ale chodziła ubrana po świecku. Prócz tego była wychowawczynią. Samo założenie i praca w takim gimnazjum w środowisku czysto rosyjskim i prawosławnym było apostolstwem, bo wychowywały uczennice na dobre katoliczki i Polki. Charakterystycznym rysem Jej działalności było katolickie wychowanie młodzieży. W gimnazjum czułyśmy się dobrze. Atmosfera katolicka i polska, chociaż język polski był tylko jako przedmiot dodatkowy. Nauczycielkami były przeważnie Polki. Często odbywałyśmy spowiedź i często urządzano rekolekcje w sali ogólnej szkoły. Księża byli to dobrzy kaznodzieje, np. ks. Szwejnic. Ukończyłam gimnazjum w 1917 roku. Po wybuchu rewolucji kontakt z moimi wychowawczyniami został zerwany.
Józefa Wasilewska Białystok, 7. IV.1972 roku.
Wspomnienia Felicji SYLWANOWICZ
Miałam 10 lat, kiedy wstąpiłam do gimnazjum Łucji Czechowskiej. Tam też od razu zetknęłam się z Matką Bolesławą Lament. Byłam przychodzącą uczennicą, nie w internacie i dlatego mało o Niej mogę powiedzieć.
Stosunek do nas, uczennic, był bardzo serdeczny, choć Matka nie brała udziału w nauczaniu nas. Dbała natomiast bardzo o nasze wychowanie etyczne i moralne. Ja osobiście dość „współpracowałam” z Matką, gdyż Matka na każde Boże Narodzenie urządzała Jasełka. Teksty do nich pisała sama. I tu wykazywała ogromną cierpliwość, ucząc nas aktorskiego kunsztu. Ja przez kilka lat grałam rolę Nowego Roku, a w innej odsłonie – błazna króla Heroda. Graliśmy przeważnie w wynajętych salach. Byłam i jestem przekonana nadal, że Matka miała wielkie zdolności aktorskie, a przy tym – jak powiedziałam już – dużo cierpliwości i stanowczości. Wszystkie uczennice miały wrażenie i często o tym między sobą rozmawiałyśmy, że Matka Lament jest bardzo wymagająca w stosunku do swoich podwładnych, to znaczy do naszych nauczycielek i wychowawczyń. Wtedy uważałyśmy to za wadę – dziś myślę inaczej. Nigdy nie zauważyłam, by Matka specjalnie namawiała, czy zachęcała którąś z nas do życia zakonnego. Może inaczej było w internacie – nie wiem. Niejedna z nas stała się lepsza pod wpływem Matki Lament – to pewne. Nawet wtedy, widząc wszystko oczami dziecka, zauważyłyśmy sprawę, że wychowuje nas silna indywidualność, o nieprzeciętnym umyśle i gorącym sercu.
Felicja Sylwanowicz Maj, 1972 roku.
Wspomnienia S. Anny Marii CZERNIŁOWSKIEJ-SOKÓŁ
W czym przejawiał się duch misyjny Matki Założycielki Bolesławy Lament?
Duch ten przejawiał się już w samym przyjeździe jej do obcego sobie kraju, by pracować nad podniesieniem wiary świętej i rozszerzaniem jej wśród ludności znajdującej się w trudnych pod tym względem warunkach. Jej duch misyjny przejawiał się przede wszystkim w prawdziwie ekumenicznym nastawieniu się w czasach nie mających pojęcia o takich czysto chrześcijańskich stosunkach do wszystkich ludzi bez różnicy wyznawanej wiary, narodowości i światopoglądu.
Matka Założycielka posiadała ponadto wrodzony dar od Boga – zjednywania ludzi i kierowania nimi. Jej znajomość z kilku członkami z kleru prawosławnego, a także młodymi studentkami pragnącymi wspólnie pracować dla dobra i zjednoczenia Kościoła. Przychodzili do Niej duchowni nawróceni z prawosławia: Zierczaninow – duchowny prawosławny i Dejbner wschodniego obrządku, a także Egzarcha obrządku wschodniego Leonid Fiedorow. W kościele katolickim odprawiali Msze święte i udzielali Siostrom Komunię świętą pod dwiema postaciami. Podczas rewolucji rosyjskiej w Petersburgu i później Matka Założycielka pomagała im materialnie. W Petersburgu praca charytatywna i wychowawcza wśród dzieci i młodzieży przeważnie klasy robotniczej była prowadzona przez nasze Zgromadzenie.
Po rewolucji rosyjskiej Zgromadzenie musiało przenieść się do Polski, gdzie pracowało głównie na Kresach. Warunki życiowe były wówczas bardzo trudne. Matka Założycielka sama brała udział w urządzaniu placówek pracy misyjnej. Miała serce gorące, współczujące każdej biedzie ludzkiej, nie patrząc na narodowość ani na światopogląd tych, którym spieszyła z pomocą. Miała charakter wytrwały, silną wolę, nie zrażała się trudnościami ani przeszkodami ze strony ludzi niechętnych i nie rozumiejących Jej misyjnego ducha, który uważała za ducha i wolę Bożą, i wytrwale dążyła do jej wypełnienia.
S. Anna Maria Czerniłowska – Sokół
Legionowo koło Warszawy, 27 II 1967 r.
Opracowania
Ks.dr Wojciech Michniewicz – Eucharystia w życiu bł. Bolesławy.
I. Komunia Święta
Przeżywamy aktualnie Rok Eucharystyczny, którego symbolem i znakiem zewnętrznym jest ta lampka oliwna płonąca na ołtarzu. Pragnieniem bowiem Ojca Świętego jest, abyśmy – jako chrześcijanie – większą uwagę zwrócili w tym roku kościelnym na tajemnicę i rolę Eucharystii w naszym codziennym życiu, w jej różnych aspektach. Mówią o tym kolejne dokumenty kościelne wyda-ne w ostatnim czasie (encyklika Ecclesia de Eucharistia, instrukcja Redemptionis Sacramentum oraz list apostolski Mane nobiscum Domine). Tej tematyce pragniemy zatem również poświęcić nasze triduum ku czci bł. Bolesławy, szukając w jej nauczaniu eucharystycznych odniesień.
Przeglądając różne materiały pisane pozostawione przez Matkę Lament, a dotyczące Eucharystii, można z początkowym zdumieniem stwierdzić, iż niewiele uwagi poświęca samemu Sakramentowi. Przechodzi bowiem od razu do tego, co jest jego istotą: do Komunii świętej. Podaje, czym jest Komunia: owym połączeniem duszy z Chrystusem, „czystością i świętością samą”: „przyjmujemy Zbawiciela, najlepszego z ojców, kochającego nas bardziej niż matka kocha swe dziecko . Z jakąż miłością mamy iść do niego!”, „najbardziej współczującego lekarza, który przychodzi, by leczyć wszystkie nasze choroby, słabości i rany . Z jakąż ufnością powinniśmy zwracać się ku Niemu!”.
Eucharystia w rozumieniu Matki to uczta: „bierzemy udział w uczcie królew-skiej, świętej, boskiej, gdzie Pan Jezus daje nam pożywać nie owoce tej ziemi ani mięso zwierząt, lecz siebie samego, swe Bóstwo i człowieczeństwo, swą du-szę i ciało, swe Najśw. Serce, ze wszystkimi darami i łaskami”. Na tę ucztę Jezus zaprasza wszystkich: „nas nędzne stworzenia, z taką miłością i dobrocią: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę””. Stąd też nic dziwnego, że bł. Bolesława zachęca, aby przełożone popierały częstą, a nawet codzienną Komunię świętą w domach zakonnych wśród sióstr. Za św. Alfonsem Liguori powtarza, że „nie ma czynu religijnego równie miłego sercu Pana Jezusa, jak przyjmowanie go w Komunii św.”
Wiele też mówi o owocach Komunii. Wśród nich wymienia trwałą łączność z Jezusem (tu powołuje się na słowa Jezusa: „moje ciało jest prawdziwym pokarmem”). Komunia święta czyni z nas świątynię Bożą, („już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”), stajemy się zatem niczym żywe tabernakulum, bardziej umiłowane przez Jezusa niż każde inne. Pisze także, że Komunia święta utrzymuje w nas i wzmacnia łaskę uświęcającą (analogia do naturalnego pokarmu, „jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego…”. Karmienie się systematyczne Ciałem Jezusa zmniejsza w nas złe skłonności i pokusy („jest ona najpotężniejszym środkiem do zwyciężenia pokus nieczystych i zachowania cnoty czystości”; jest lekarstwem przeciw złym skłonnościom (Jezus leczył przecież wszelkie choroby). Daje nadto odwagę, zapał i siły do czynienia dobrze („odchodząc od stołu Pańskiego, mówi św. Jan Chryzostom, stajemy się jak lwy ogniem ziejące, jesteśmy straszni nawet dla samych szatanów”).
Idąc za nauką Soboru Trydenckiego (a aktualną po dzień dzisiejszy) Matka Lament podkreśla, że Komunia oczyszcza nas z grzechów powszednich i zachowuje od grzechów śmiertelnych. Ci, którzy nie chodzą do komunii, upadają w wiele grzechów ciężkich. Upadki codzienne nie powinny nas jednak po-wstrzymywać przed komunią: „ponieważ grzeszysz co dzień, mówi św. Augu-styn, idź do komunii św.”, „a św. Franciszek Salezy: „dwa są rodzaje ludzi, którzy powinni często komunikować: doskonali, aby stać się jeszcze doskonalszymi, i niedoskonali, aby stać się doskonałymi; mocni, żeby nie osłabnąć, słabi, by się stać mocnymi”.
Odwołując się dalej do wypowiedzi wielkich świętych Kościoła pisze: „św. Dionizy naucza, że Najśw. Sakrament jest najpotężniejszym środkiem do naszego uświęcenia, a św. Wincenty Ferreriusz: „więcej postąpisz przez jedną komunię dobrą, niż przez tydzień postu o chlebie i wodzie: otrzymujesz tu bo-wiem ze wszystkimi łaskami samego Pana Jezusa, który jest chlebem żywota”.
Na koniec podkreśla eschatologiczny wymiar przyjmowania Komunii świętej, jest ona bowiem zadatkiem naszego chwalebnego zmartwychwstania (Komunia święta składa w naszym ciele „ziarno nieśmiertelności”, które rozwinie się w dzień ostateczny: „kto pożywa Ciało moje, ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dzień ostatni”.
Kończąc ten przegląd myśli Matki Lament w odniesieniu do Komunii świętej warto przytoczyć słowa, które w tym temacie kieruje do zakonników i zakonnic. Podkreśla ich szczęście, że mogą tak często przystępować do Komunii świętej, oraz dodaje: „zakonnik, mówi pobożny autor Naśladowania, który nie pragnie Komunii, który z łatwością jej się pozbawia, straci upodobanie w stanie, który sobie obrał; nie spełni wiernie swych obowiązków, nie będzie umiał kochać, nie będzie umiał walczyć, nie potrafi cierpieć, nie będzie mógł modlić się jak należy”.
Z przytoczonych rozważań nasuwają się pewne wnioski: bł. Bolesława centrum życia sakramentalnego chrześcijanina upatrywała w Eucharystii, a za istotę Eucharystii uważała z kolei Komunię świętą. Nie ma zatem prawdziwego życia chrześcijańskiego bez Eucharystii i nie ma pełnego przeżycia Eucharystii bez Komunii świętej.
II. Przygotowanie do Komunii Świętej
Skoro Komunia święta stanowi istotę przeżywania Eucharystii – a takie wnioski nasunęły się nam po rozważeniu różnych wypowiedzi Matki Lament nt. Eucharystii i Komunii w poprzedniej konferencji – to nic dziwnego, że wiele uwagi poświęca ona właściwemu przygotowaniu się do Komunii świętej. Omawia kwestie formalne (post eucharystyczny), stwierdza też, że „bardzo jest dobrze – choć nie wymaga się koniecznie – oczyścić swe serce (przez spowiedź lub akt szczerego żalu) ze wszystkiego, co jest grzechem powszednim, przywiązaniem do niego, lub pewną niedoskonałością” i podaje motywację biblijną: „ponieważ Pan Jezus pragnie jak największej czystości serca u tych, którzy go przyjmują w Komunii św. On sam na ostatniej wieczerzy przed udzieleniem komunii apostołom, umył im nogi i oczyścił z pyłu grzechów powszednich i wad, których wyobrażeniem jest kurz, okrywający nogi”.
Matka spokojnie przyznaje, iż wie, że człowiek nigdy nie będzie godzien, nie będzie dość czysty, dość święty, by przyjąć Boga w Komunii świętej. Jest to zawsze Boży dar i nigdy nie dająca się wysłużyć łaska. Idąc do Komunii trzeba mieć jednak czystą intencję (nie ze zwyczaju, nie z ludzkich pobudek, nie dla oka ludzkiego, ale dla miłości Boga przyjmuję Jezusa).
Pisze zatem o przygotowaniu dalszym (od niego zależą owoce Komunii) : „nie zapominajmy nigdy, że najlepszym przygotowaniem do komunii jest życie święte, poprawienie się z wad i błędów, zachowanie reguł, dokładne spełnianie obowiązków”; najlepszym usposobieniem jest „bezwarunkowe oderwanie się od wszystkich próżności światowych” (wolność duchowa); obudzanie w sobie gorącego pragnienia przyjęcia Zbawiciela i kochania go coraz więcej (Jezus odmawia swoich łask tym, którzy za nim nie tęsknią).
Następnie omawia przygotowanie bezpośrednie (składają się nań modlitwy, rozmyślanie; Jezus „nie potrzebuje mnie, przychodzi jedynie z dobroci, z miłości ku mnie”; tu jest także czas na prośby do Maryi, aniołów i wszystkich świętych o pomoc w dobrym przyjęciu Komunii świętej).
Do całości spotkania z Jezusem w Komunii świętej należy także stosowne dziękczynienie, co również podkreśla bł. Bolesława w swoich pismach: „siostry powinny mieć odpowiedni czas na przygotowanie przed i dziękczynienie po Komunii św.”; „pozwól mówić twemu sercu i słuchaj głosu Mistrza twego. Proś, proś dużo…, nigdy nie będzie za dużo…”; „jak przygotowanie najlepsze do komunii św. polega na prowadzeniu świętego życia, tak najlepsze dziękczynienie na poprawieniu się z wad i błędów, na ćwiczeniu się w cnotach swego stanu, na wiernym zachowaniu reguł i dokładnym wypełnieniu obowiązków”.
Matka Lament powołuje się też na znane jej dokumenty papieskie dotyczące kwestii częstej Komunii świętej, a zwłaszcza na dekret pap. Piusa X: „jeżeli Chrystus Pan, chcąc się nam oddać na własność, obrał postać chleba, który jest codziennym pokarmem ciała, uczynił to dla wykazania nam, że codziennie z tego chleba korzystać powinniśmy. Jeżeli w Modlitwie Pańskiej każe nam prosić o chleb dla każdego, to przede wszystkim chleb dla duszy ma na myśli; jasną bowiem jest rzeczą, jak mówi święty Sobór Trydencki, że dusza nie mniej potrzebuje pokarmu duchowego, jak ciało pokarmu naturalnego”.
Omawiając zaś rolę Komunii świętej w wychowaniu dzieci akcentuje wyraźnie, że „krzywdę największą wyrządzają dziecku ci, co uważają Komunię św. za „nagrodę”, a nie za lekarstwo dla słabej natury ludzkiej”. Konkludując zatem, „łaska Boża i komunia św. codzienna to broń potężna, ale mieć broń w ręku, to jeszcze nie wszystko, trzeba umieć jej użyć”, tzn. potrzebna jest stała praca nad sobą, czuwanie.
Zwracając się zaś bezpośrednio do sióstr, pisze: „gdy siostry przyjmują komunię świętą, to niech przyjmują ją z takim usposobieniem, jakoby to był wiatyk na drogę do wieczności, niech też myślą, że może do jutrzejszej Komunii św. nie dożyją, a może to już ostatnia. A więc niech siostry w czasie modlitw zawsze pamiętają na żywą obecność Boga i w Jego obecności modlą się i pracują”.
Z praktyką Komunii świętej sakramentalnej łączy też częste zachęty do przyjmowania Jezusa w Komunii duchowej, zwłaszcza wtedy, gdy siostry nie mają możliwości uczestniczenia w Eucharystii. W tych zachętach bł. Bolesławy odczuwa się owe sensus Ecclesiae, wyczucie Kościoła i myślenie w duchu Kościoła. Jakże współgra nauczanie Matki z najnowszymi wypowiedziami Papieża Jana Pawła II w jego encyklice o Eucharystii w życiu Kościoła: „warto pielęgnować w duszy stałe pragnienie Sakramentu Eucharystii. Tak narodziła się praktyka „komunii duchowej”, szczęśliwie zakorzeniona od wieków w Kościele i zalecana przez świętych mistrzów życia duchowego. Św. Teresa od Jezusa pisała: „Kiedy nie przystępujecie do Komunii i nie uczestniczycie we Mszy św., najbardziej korzystną rzeczą jest praktyka komunii duchowej… Dzięki niej obficie jesteście naznaczeni miłością naszego Pana” (EE, 34).
Wnioski, które nasuwają się z analizy pism pozostawionych przez Matkę Lament, a przedstawionych w ramach tej drugiej konferencji, można ująć następująco: Komunia święta winna być przyjmowana we właściwej „duchowej otoczce”, na którą składają się i odpowiednie przygotowanie do niej (święte życie), jak i właściwe dziękczynienie (nawrócenie serca). Stałą zaś praktyką chrześcijańskiego życia winno być przyjmowanie Komunii duchowej, czyli kroczenie przez życie ze świadomością Jego stałej obecności we mnie.
III. Adoracja
Kolejnym ważnym aspektem kultu eucharystycznego, który porusza Matka Bolesława, jest adoracja Najświętszego Sakramentu. W jednym z artykułów Konstytucji zakonnych pisze, iż „obowiązkiem naszym będzie żywić w nas samych szczególniejsze nabożeństwo do Boga utajonego w Eucharystii i zapalać w innych cześć i miłość ku temu sakramentowi miłości” i dalej: „w tym celu powinniśmy często same nawiedzać Najświętszy Sakrament, odbywać adoracje wedle możności, a także starać się, by w naszych kościołach i kaplicach, przystępnych dla osób obcych, często był wystawiony Przenajświętszy Sakrament” (art. 125).
Tak jak dotychczas w nauczaniu Matki cechą charakterystyczną było sięganie od razu do istoty sprawy (np. istotą Eucharystii jest Komunia), tak i tym razem istotę adoracji Najświętszego Sakramentu ujmuje precyzyjnie jako „stawienie się w obecności Bożej”: „gdy się znajdujesz przed Najśw. Sakramentem, staw się w obecności Chrystusa Pana, uklęknij z największą czcią i uczyń akt wiary w rzeczywistą obecność Pana Jezusa”. Świadomość Bożej obecności jest rzeczywiście fundamentem dobrej modlitwy adoracyjnej. Modlitwa jest przecież rozmową z Bogiem. Uświadomienie sobie Jego obecności, tego, iż nie mówię do ściany, do obrazu, czy nawet do krzyża, ale do żywej Osoby, jest podstawą każdej głębokiej modlitwy.
Matka Lament omawia szereg norm regulujących życie zakonne w kwestii adoracji Najświętszego Sakramentu co do czasu i sposobu; np. w art. 132: „po każdym wspólnym posiłku wszystkie siostry udadzą się do kaplicy na krótką adorację Najświętszego Sakramentu”. Mówi o szczęściu zamieszkania pod jednym dachem z Boskim Oblubieńcem, o powinności i radości rozmawiania z Nim, zwierzania się przed Nim: „odwiedzajmy go często, bo tego wymagają nasze święte reguły, a głównie nasza miłość ku Jezusowi ukrytemu w Eucharystii powinna nas prowadzić do stóp Tabernakulum”.
Cechowało ją głębokie pragnienie stałej łączności z Jezusem: „czy koniec świata bliski, czy jeszcze daleki, czy dzieli nas od Chrystusa dni dziesięć, czy lat 1900, on jest z nami i pośród nas. Dla mnie zaś rzeczą jest najważniejszą, by pozostał ze mną aż do skończenia „mojego świata”, aż do godziny mojej śmierci”.
Nawiązując do nauczania Jezusa pisze, iż bez adoracji jesteśmy jak latorośle, które nie mogą przynosić owoce same z siebie (J 15,4); „kto trwa we mnie, ten wiele owoców przyniesie” (J 15,5).
Jest też przekonana, że „płodność pracy apostolskiej zależy prawie zawsze od stopnia życia eucharystycznego, które dusza osiągnęła”, a „życie wewnętrzne oparte o eucharystię czyni pracę apostolską owocną”. Odwołując się do wypowiedzi Jezusa: „jeślibyście nie jedli ciała Syna Człowieczego,…” odnoszącej się zasadniczo do Komunii świętej, rozszerza – jak się wydaje – jej znaczenie także na Komunię duchową i adorację twierdząc, że jest ona podstawą całej pracy apostolskiej i misyjnej sióstr: „Pan Jezus ustanowił ten sakrament, aby go uczynić ogniskiem pracy, poświęcenia i apostolstwa prawdziwie pożytecznego Kościołowi. Jeżeli odkupienie skupia się około Kalwarii, to wszystkie łaski tej tajemnicy wypływają z Ołtarza”.
Zwracając się zatem bezpośrednio do swoich sióstr pisze: „Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie jest dla wszystkich, lecz w szczególny sposób dla zakonników, źródłem wszelkiego dobra, wszelkiej pociechy, wszelkiej łaski”. Stąd zakonnik – jak mówi dalej Matka – „nie może zadowolić się tylko obecnością na Mszy świętej. Także poza nią winien nawiedzać często Najśw. Sakrament”.
Ostatnie słowo pozostawmy najnowszym dokumentom kościelnym omawiającym wartość adoracji Najświętszego Sakramentu. Ojciec Święty w encyklice o Eucharystii pisze w ten sposób: „kult, jakim otaczana jest Eucharystia poza Mszą św. ma nieocenioną wartość w życiu Kościoła. Jest on ściśle związany ze sprawowaniem Ofiary eucharystycznej. Obecność Chrystusa pod świętymi postaciami, które są zachowane po Mszy św. – obecność, która trwa, dopóki istnieją postaci chleba i wina – wywodzi się ze sprawowania Ofiary i służy Komunii sakramentalnej i duchowej. Jest więc zadaniem pasterzy Kościoła, aby również poprzez własne świadectwo zachęcali do kultu eucharystycznego, do trwania na adoracji przed Chrystusem obecnym pod postaciami eucharystycznymi, szczególnie podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu” (EE, 25). Jakże wyraźnie współgrają z tym oficjalnym nauczaniem Kościoła XXI wieku głęboko przemyślane i przemodlone, oddające całego ducha Matki Założycielki, jej wypowiedzi sprzed ponad półwiecza.
Wnioski, które się nasuwają z przedstawionych wyżej fragmentów tekstów zapisanych przez bł. Bolesławę na temat adoracji są następujące: żyła ona głęboką świadomością żywej obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie; adoracja była dla niej źródłem duchowej płodności i autentycznego apostolstwa. Te prawdy pragnęła też zaszczepić w swych duchowych córkach.
IV. Miłość jest wszystkim
Wnioski, które można wyciągnąć z nauczania Matki Lament na temat Eucharystii, a które stopniowo wyłaniały się nam w kolejnych dniach naszego triduum, są następujące: nie ma życia chrześcijańskiego bez Eucharystii, nie ma Eucharystii bez Komunii świętej; odpowiednie przygotowanie się i dziękczynienie są właściwą i konieczną „duchową otoczką” dla Komunii świętej; świadomość żywej obecności Jezusa w Najświętszym Sakramencie jest podstawą dobrej adoracji; tylko adoracja jest źródłem duchowej płodności i autentycznego apostolstwa.
W ramach adoracji Matka Lament pisze również o życiu z miłości: „w tych słowach zawiera się wszystko, cała Ewangelia, cały Zakon”; „na czym tedy polega zakon Boży? – „Diliges”: będziesz miłował! Słowem, wypełnieniem zakonu jest miłość i tylko miłość”. Następnie precyzuje, iż nie chodzi tu o miłość „uczuciową, zmysłową, romantyczną, słodkawą”, przeciwnie, „chodzi o wolę męską, potężną, wytrwałą: fortis ut mors: silną jak śmierć, sięgającą nawet poza granice śmierci”. Tym sposobem Matka odsłania istotę (ponownie!) całego procesu dojrzewania i wychowania chrześcijańskiego, to, co jest uwieńczeniem formacji duchowej i życia chrześcijańskiego: Bóg jest miłością. Całe Prawo i prorocy mieli doprowadzić do zrozumienia tej zasadniczej prawdy, do wychowania ku miłości Boga i bliźniego. Bł. Bolesława zdaje sobie jednak doskonale sprawę, iż droga prowadząca do życia tą prawdą nie jest ani prosta, ani usiana różami: „gdy miłość zaczyna kiełkować w duszy, wówczas jest ona zwykle – na mocy zrządzenia Opatrzności – połączona z oschłością, oziębłością i brakiem uczucia. A jednak jest to miłość prawdziwa, nawet większa, dzielniejsza i szczersza, aniżeli rzewne pociechy zmysłowe, których należy się zawsze wystrzegać”; „powtarzam raz jeszcze: uczucia, łzy i pociechy, żadną miarą nie są pewnym znakiem wielkiej miłości, jak znowu oschłość, często spotykana w życiu świętych, a posunięta nieraz aż do niesmaku Boga i rzeczy Bożych, nie świadczy o braku miłości, lecz przeciwnie, jest oznaką miłości doskonałej, dojrzałej, męskiej, uwalniającej się od zmysłów i form dziecięcych”.
O dojrzewaniu do prawdziwej miłości, otwartej na Boga i drugiego człowieka, świadczy całe Pismo Święte, zarówno Stary, jak i Nowy Testament. Jezus nazywa swego Ojca po prostu Miłością, wyrażając tym samym prawdę o Jego naturze, o Jego istocie, a przytaczając przykazanie miłości Boga i bliźniego jako najważniejsze, na którym opiera się całe Prawo i prorocy, daje do zrozumienia, iż zastępuje ono wszelkie cząstkowe normy Starego Przymierza włącznie z Dekalogiem, którego jest doskonałym wypełnieniem. Tę myśl jasno wyraża św. Paweł: „albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa” (Rz 13,9n). W Liście do Koryntian pozostawia nam z kolei – niczym duchowy testament – hymn o autentycznej miłości (1Kor 13). Nic zatem dziwnego, że św. Augustyn mógł później wypowiedzieć słowa: „kochaj i czyń, co chcesz”, bo prawdziwa miłość nigdy krzywdy bliźniemu nie wyrządzi. I te dokładnie prawdy odkrywa przed swymi siostrami bł. Bolesława: „nasza teologia polega na miłowaniu. Z taką nauką wszystkiego można dokazać, bez niej nie ma nic trwałego. Prawdziwa miłość nie polega na uczuciu, omdlewaniu, biciu serca. Nie ma nic piękniejszego, potężniejszego na świecie nad miłość. Miłować – to żyć po bożemu, po bohatersku”. Kto zatem jest prawdziwym teologiem?: „ten, którego umysł przeistoczył się w ogniu Tabernakulum, w poufnym zjednoczeniu z Boskim oblubieńcem” (można przecież wierzyć, ale nie kochać); „najwięcej załamań moralnych wśród dusz skądinąd pięknych, wzniosłych, szlachetnych pochodzi z rozdźwięku pomiędzy wiarą a miłością. Wychowane w wierze Boskiej znały one na pamięć przepisy Zakonu, lecz nie przeżyły ich w swoim sercu”. Koresponduje z tym cytowana przez bł. Bolesławę wypowiedź św. Tomasza z Akwinu: „świętość, według św. Tomasza, nie polega na wiedzy rozległej, ani na tym, by wiele medytować i myśleć. Tajemnicą świętości jest „wiele miłować””.
Nie bez pewnej zatem dozy smutku i ironii zauważa Matka: „nie brak dziś „robotników” na niwie Pańskiej; mówię: „robotników”, tzn. maszyn bezdusz-nych, kółek wirujących mechanicznie w obrębie działalności zewnętrznej, wielki natomiast brak serc miłujących. Mówić bowiem, ruszać się, działać, a apostołować, to dwie rzeczy całkiem różne”. I konstatuje ostatecznie nie bez racji: „o, gdyby wszyscy, którzy się oddają działalności, potrafili miłować! Gdyby kochali tak doskonale, jak doskonale pracują – zaprawdę, wstrząsnęliby światem. A jednak świat jeszcze się nie wzruszył, choć ilość rozmaitych dzieł wzrasta ustawicznie. Dlaczego? Dlatego, że miłość nie stała się dotąd, niestety, duszą dzieł i pracowników”.
Ojciec Święty w encyklice o Eucharystii ukazuje miłość jako ożywcze źródło prawdziwego życia Bożego i ludzkiego: „pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13,25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim „sztuką modlitwy”, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!” (EE, 25).
Można powiedzieć, iż Matka Lament poprzez Eucharystię (Komunię świętą) i adorację wędrowała duchowo w stronę autentycznej miłości, miłości Boga i człowieka. Stała się prawdziwym teologiem, który przeniknął głębokości Boga samego; poznając miłość, dojrzała do niebieskiej chwały.
Zakończmy nasze rozważania o Eucharystii w życiu bł. Bolesławy Lament wypowiedzią – modlitwą bp. Józefa Zawitkowskiego. Dnia 29 stycznia 1996 roku w Białymstoku, pochylony na relikwiami Matki Założycielki, wyrzekł on następującą refleksję: „jak ci święci mało mówią! Bo nie mają czasu na mówienie. Za to czynią dużo – bo szkoda czasu. Wielka jesteś w swym zaufaniu. Naucz nas „kochać więcej, pokorniej i coraz goręcej””.